BRACIA W GIPSIE I INNI

 

Przyznaję, że moja „Nieoczekiwana zmiana miejsc” spowodowała pewnego rodzaju popularność, ale również nieporozumień. Otóż (cytat z Marka Twaina): Niniejszym informuję, że wszelkie informacje o mojej śmierci są grubo przesadzone! Natomiast teksty wspierajace mnie żywego to perełki literatury. Poezja prozą, poezja poetycka, klasyka… Opłaciło się.

Kapitanowi Zbyszkowi na pocieszenie

Dziś na mieście dziwne wieści
Że się w głowie nic nie mieści,
Prasa coś tam wypisuje,
Czy sensacji wyszukuje?

Mówią że kapitan stary
Poszedł w długą, na wagary.
Jedni mówią na dziewczyny,
Inni twierdzą – do mariny.

Ten spod trójki mówi – panie,
Jego wzięlo na latanie.
On się wspinał tam po linie
Ktoś go widział przy kominie.

Chodzić tak po dachach w zimie,
To się w głowie nam nie imie!
Nie za dużo było rumu?
Może brakło ciut rozumu?

Tyłek to nie latadełko!
Żeby latać trza śmigiełko!
No i silnik mocny nada,
Bo innaczej lotnik spada.

Para skrzydeł nie zawadzi
Co do ziemi doprowadzi
Miekko, lekko i bezpiecznie.
I spadochron, to koniecznie.

Choć kapitan – to nie taki,
Żeby fruwać tak jak ptaki
Latać się nauczyć trzeba
Jeśli taka jest potrzeba.

A gdy to Ci się już stało
Wychodź z tego szybko, cało
Czego życzy Ci znajomy
Całą sprawą zasmucony.

Mareczek

 

Drugi tekst to literature piekna, klasyka:

 

Witaj drogi “Bracie w Gipsie”!!!

Żeby Cię choć troszkę pocieszyć śpieszę Ci donieść że ja tez swego czasu (w 1976 r) podjąłem próbę latania…

Robiłem to co prawda nie na piechotę, a samochodem znanej marki Fiat 126 -Rally WRC i wykonałem nim 5 beczek (słownie pięć a w żargonie kierowniczym zwą się oneż beczki dachowaniem) Nie wytrzymał tych ikarowych zapędów mój kręgosłup, ale jak widziałeś jakoś się jeszcze ruszam – choć z “upławem” lat co raz słabiej…:-(((

Furda tam jednak słabości Wać Panie! Póki jeszcze garść do szabli skora bigosować trza Panie Bracie by się saracen psubrat nie rozpuścił! Prawdą niestety jest jednakowoż i to że z czasem co raz częściej bigosować zwykłem w święta przy garze, niźli na Dzikich Polach bo też i mnie różne balwierze a i medykusy zawzięte areszt na rozmaite uciechy, jako to spadochroniarstwo, czy jazda konna alibo też i białe szaleństwo – któreż to sercu memu wżdy bliskie bywały bez żadnej litości ludzkiej położyły!

Aliści od lat wielu już radzić sobie w srogich tych terminach tako zwykłem, że jako skoków by mi się zachciało to bez spadochronu ( nikt mi bowiem na takie dictum dupy potem zawracać nie będzie!), Na koniam się w Tierra del Fuego puścił, gdzie wśród bezludzi i pustaci bezmiernych na szczęście żadnego balwierza nie uświadczysz… Więc spokojnie uganiać się można, a białe szaleństwo z twarogum zaczął uprawiać i tak jakoś się żyje Mopanie. Ino zęby od zagryzania mnie psować się poczęły od żalu. Jak więc widać – jakbyś się Bracie w twardych przyziemianiach – nie kręcił to i tak Cię gdzieś dopadną… Aliści widzę że na humorze Acanu nie zbywa i tak Waść trzymaj!

Dedykacje z miłą chęcią Waści wpiszę jako tylko który z nas ową książeczkę dopadnie.

Żal okrutny iż się Waść konno alibo pieszo na Conrady nie stawisz, bo i pobigosować wspólnie w Zejmanie można by w kompaniji wesołej. Ale wszystko jeszcze przed nami więc się Waść nie turbuj zbytnio jeno do zdrowia powracaj bo huk jeszcze roboty, a i ksiąg do przeczytania więc nad striemitsa!

Pozdrawiam wiec najserdeczniej i zdrowotności zasyłam, a i ukłony dla Opiekunki Twej a Połowicy

Andrzej r

Piekne!

Wczoraj zawołali mnie (uważajcie!) na NUCLEAR MEDICINE CONSULTATION. Po co? No właśnie – po co? Oświadczyli mi, że muszą precyzyjnie mnie sprawdzić. Tak mi powiedzieli. Wprowadzili do sali z tunelami, lustrami, monitorami, ulożyli moje body poziomo, zawinęli w prześcieradło (że w razie czego to – już, gotowe) i przez dwie i pół godziny wszystko to kręcilo sie wokół mnie, coś tam pikało i co pewien czas pojawiała się nade mną twarzyczka miłej Hinduski (tu mrugam porozumiewawczo do tutejszych, tak to było w Brampton) żeby sprawdzić czy jeszcze gość oddycha. Znowu ich zaskoczyłem.

Przeżyłem tę nuklearną nawałę, powiedzieli mi, że wszystko dobrze i tu zwątpilem. Trzeba było najnowszych wynalazków, wydać kupe forsy, zatrudnić ludzi, żeby to wszystko zainstalować i uruchomić, i to wszystko (rzekomo) po to tylko żeby dowiedzieć się o tym, o czym ich mogłem uczciwie poinformować: mnie naprawdę nic nie jest! Jedynie po tych badaniach świecę po nocy. Trochę zaoszczędzimy na prądzie.

Absurdy, prawda? Oni wciąż nie mogą pojąć jakim cudem ja się z tego wywinąłem. Niedługo ukaże się pierwsza praca naukowa na ten temat. Możliwe, że coś mi skapnie.

Tak więc per saldo same korzyści!

A Mareczkowi (T.), Andrzejowi (R.) oraz twórcom Kanadyjskiego Programu Nuklearnego – pieknie dziekuję.

Bookmark the permalink.

Comments are closed.