10. WIECZORNE HARCE

W sobotę wieczorem Izrael ożywa.. Już wolno chodzić, wolno prowadzić samochód, rozmawiać z nieznajomym, nawet z chrześcijaninem, można też – co jest najważniejszą czynnością na całym świecie – robić zakupy. Wszyscy wychodzą z domów. Pod marketami tłok. Od rana było totalnie pusto. Szabat to szabat. W wieczorem w sobotę – wolno wszystko. Nie wiem jakie, ale podobno płyną z tego korzyści. Może ta, że tradycja nie musi podlegać prawom ewolucji. Jest i już. To nadrzędność tradycji nad postępem czyni lud izraelski odpornym na burze dziejowe. Trwa ten naród od prawie czterech tysięcy lat i dla nich szabat jest święty. Nie widzą żadnych powodów, żeby to zmieniać. Pokusa zmian trawi dziś bardzo wielu chrześcijan, jest tak silna, że skutecznie dzieli. Z zazdrością zerkam na Żydów. Reformacja im nie zagraża.

Nasza Małgosia nie daje spocząć: po obiado-kolacji zabiera nas na nocną eskapadę, której cel narazie jest tajemnicą. Ma być coś ekstra. I jest!

diamenty

Diamenty. Kto nie lubi diamentów? Izrael kontroluje większość światowej produkcji tych niezwykłych kamieni. Nie wiedziałem o tym. Jest szansa, że za chwile „dotkniemy” tej produkcji. Szlifiernia diamentów „Caprice” w Tyberiadzie czynna jest całą dobę. Nawet w szabat. Ciekawostka! Jak to w szabat? Zwyczajnie. Nie wszystko muszą robić Żydzi. Najpierw pokazano nam film o wydobyciu, czyszczeniu i szlifowaniu diamentów, potem zobaczyliśmy autentyczną szlifiernię i, tuż za nią przechodząc przez podwójne, bardzo gościnne drzwi, znaleźliśmy się nagle w miejscu, gdzie te diamenty można kupić.

Diament jest najtwardszym minerałem na Ziemi, przemysłowo używany do przecinania wszelkich innych kamieni, szkła, metali. Rozdrobniony, odpowiednio wyszlifowany, staje się brylantem, którego wielkość mierzona jest w karatach i w ciężkich pieniądzach.
„Diament ukradnie serce każdej kobiety”. Ileż dramatów, ile typów spod ciemnej gwiazdy przewinęło się przez historię diamentów. A ceny!… Szokująca ekspozycja. Zobaczyłem biżuterię jakiej w życiu nie widziałem, piękne, finezyjne kompozycje złota, srebra również innych kamieni szlachetnych. Kolie, bransolety, kolczyki, zegarki i krzyżyki jerozolimskie. W każdym, nawet najdrobniejszym precjozie dostrzegasz nagle promyk odbitego światła. To malutka bryłka diamentu, brylant. Uwodzi promykami światła, przyciąga wzrok i powoduje przyjemny zawrót głowy. Co czuje kobieta widzę to oczach mojej Miluszki. Zaczynam się obawiać, że w jej oczach zobaczę zachwyt. Chyba to błąd, że przyszliśmy do tej szlifierni…

Żydzi, Świat, Pieniądze. Zawsze doskonale czuli się w diasporze. Wszędzie powierzano im pieniądze, bo umieli je pomnożyć. Nikt im nie dorówna w handlu i szlifowaniu diamentów, przestrzegają podstawowych praw, które skrzętnie spisali, a do nich należą zachowanie odrębności od ogółu mieszkańców, wzajemne wspieranie się, absolutne przywiązanie do tradycji, religijność, kształcenie dzieci, ścisłe przestrzegania moralności seksualnej. Co to wszystko ma do diamentów? Kiedy przed 600 laty wynaleziono w Antwerpii maszynę do szlifowania diamentów, Żydzi już tam byli, już docenili wielkość przesięwzięcia i rozwinęli je natychmiast. Prawo holenderskie nie pozwalało Żydom udziału w miejscowych cechach rzemieślniczych. Założyli własne, wspólnotowe. Holendrzy pewnie do dzis plują sobie w brodę. Diamenty przywożono z Indii, z Afryki Południowej, z Ameryki Południowej, z Kanady, a przysyłali je Żydzi z tamtych diaspor. Wystarczyło tylko połączyć się w działaniu. Potem już nikt im tego nie odebrał.
Ciekawostką dla nas może być fakt, że w XIX wieku najsilniejszą grupą Żydów, którzy doskonale poczuli się w handlu i obróbce diamentów, byli chasydzi, którzy przybyli do Antwerpii z Europy Wschodniej. To „nasi” Żydzi.

To co zobaczyłem tutaj przyćmilo wszystkie jubilerskie prezentacje, które widzialem. Wiem o czym mowię, bo mam żonę i trzy dorosłe córki. Przepiękne. Znaczy – brylanty też. Przy niektórych w ogóle nie było ceny. Całe szczęście, nie musialem się targować.

Aby uspokić nieco emocje i uczcić neo-ślubne uroczystości w Kanie Galilejskiej, cała nasza ekspedycja znalazła się niebawem w zatłoczonej kawiarni, z której stoliki wyjechaly na zewnątrz, a wino było przednie. I niebawem wszyscy ruszylibyśmy w tany, gdyby nie fakt, że na szerokim chodniku na głównej ulicy Tyberiady, w nocnej porze do niezwykle ekspresyjnych tańcow przy gorącej żydowskiej muzyce, porwali nas… chasydzi (!), ubrani w długie płaszcze i w wielkie futrzane czapy, spod których wypływały loki pejsów. Porwali nas, to znaczy – panów: doczytali się w Prawie, że kobiety powinny być z dala od męskich spraw, mają się modlić i tańczyć sobie same. Chodzi o to, żeby nie kusiły. Napewno jest w tym sporo racji. Wytańczyliśmy się dla samego wytańczenia. Najbardziej szalał nasz duchowy opiekun, wiedzial jak się po męsku tańczy. Z seminarium to znał czy z wcześniejszych dyskotek?

Tańczyliśmy jak Dawid, ich pierwszy król… To nie było tu, w Tyberiadzie. Dawid tańczył na drodze, ktorą prowadzil procesję do królewskiego pałacu, w dawnej, bardzo dawnej Jerozolimie. Został krolem i miał wizję państwa, które zakładał. Poprzedni król, Saul, był półgłówkiem i bandziorem. Dawid, miał rozum króla, sławę pogromcy Filistynów i ogromny temperament. Zerkał zachłannie na Batszewę. Tańczył upojony radością. Na drodze. Dla wszystkich ludzi, których był królem, żeby cieszyli się z nim. Że mają króla, że będą mieli silne państwo, że bedzie wspaniale. Tańczył sam. A Batszewa tylko zerkała na niego, bo imponował. Zapomniał się w tym tańcu. Kusił…. Została jego żoną i urodziła mu syna, Salomona. Ileż to może taniec! Uwielbiam ten fragment u Josepha Hellera w powieści „Bóg wie”.

Atrakcjom nie ma końca: w hotelu czekało nas autentyczne wesele żydowskie, które mogliśmy swobodnie oglądać, filmować, fotografować i sluchać pieśni żywcem z filmu „Skrzypek na dachu”. W lobby hotelowym wystawiono biały namiot i tam spotkali się młodzi, rytuał jak na filmie, śpiew rabina, taniec panny młodej wokól małżonka, dużo wspólnej radości i znowu taniec: osobno panie w kółeczku, i osobno panowie, ostro, aż do zapomnienia.

Idziemy na wino. Już zaczynamy odróżniać lepsze od dobrego. Taka mnie radość bierze, że jeszcze bym potańczył.

Trudno uwierzyć, że to dopiero drugi dzień pielgrzymki. Miejsc i wrażeń tyle, że można nimi cały rok obdzielić. Już lubię ten kraj. U nas już późna jesień, a tu cieplutko, nawet lekka bryza od jeziora sprawia przyjemność. Znakomity nastrój pochodzi od wina i perspektywy jutrzejszego dnia, dalszych niezwyklych przeżyć. I tych miast i miejsc w drodze z Galilei do Judei.
A Krzyżyk Jerozolimski pieknie prezentował się na szyi mojej Miluszki.

Comments are closed.