5. NA JEZIORZE

Tak wygladała barka

Tak wygladała barka

Przed zmrokiem meldujemy się nad naszym morzem w Kafarnaum, na oczekującej nas barce.

„Potem wszedł do łodzi, a z nim uczniowie Jego. I oto zerwała się burza na morzu tak wielka, że łódź zalewały
fale. A On spał.” (Mt.8,23-24)

Barki pływające po Jeziorze Galilejskim, wszystkie o podobnych kształtach z podniesioną częścią dziobową i przestronne w części środkowego pokładu, z masztem i żaglem dziś nieużytecznym, ale symbolizującym dawne czasy, wszystkie należą do jednego kibucu (rodzaj spółdzielni), który chroni swego monopolu oraz tego stylu barek. Wysłuchujemy opowieści jak to wykopano pierwowzór ukryty gdzieś w mule, pochodził na pewno z tamtych czasów i według orginalnego wzoru wybudowano barki dzisiejsze. Silników wtedy nie było. Był jeden trapezowy żagiel, którego górna krawędź umocowana była do belki, zwanej od poczatku świata lugier, chociaż nie wiem, czy tak ją nazywano po hebrajsku. Bardzo prosty w obsłudze przy stawianiu i żeglowaniu, zajmował się nim jeden rybak z Szymonowej załogi. Wyciagał on tenże lugier przy pomocy liny na top masztu i następnie, korzystając z dwóch innych lin, ustawiał żagiel do wiatru. Ożaglowanie lugrowe było łatwe w obsłudze i dawało łodzi szybkość przy ściganiu ławic. Sztuką było zrzucenie żagla i zatrzymanie łodzi w odpowiednim miejscu i czasie. A jeszcze większą – wyrzucenie sieci z właściwej strony. Według Św. Jana, zdarzało się, że Ktoś podpowiedział.

„Rzekł tedy do nich: Zarzućcie sieć po prawej stronie, a na pewno coś złowicie. Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie
mogli jej wyciągnąć.” (J.21, 6-7)

Zbyszek Turkiewicz - autor na Barce

Niewielka jest załoga naszej barki, składa się z kapitana i marynarza trapowego. Napędem jest potężny silnik Yamaha i jego 160 arabskich koni. No, może nie arabskich, ale na pewno mechanicznych. Barka jest duża, może pomieścić conajmniej pięćdziesiąt osób, wygląda solidnie.

„Potem wszedł do łodzi, a z nim uczniowie Jego.”(Mt.8, 23)
„Wstąpiwszy tedy do łodzi, przeprawił się na druga stronę…”(Mt.9,1)

„…Jesus was a sailor
When He walked upon the water
And he spent a long time watching
From his lonely wooden tower…” (Suzanne, Leonard Cohen)

Wiedli spokojne życie pośród przyjaciół i krewnych. W znanej sobie okolicy. Łowili ryby na kapryśnym, ale znanym sobie jeziorze. Sprzedawali, gdy połów był udany, jeśli nie, wyruszali nazajutrz ponownie. Ryb w Jeziorze Galilejskim do dziś jest bez liku, a wtedy popyt był niewątpliwie mniejszy. Niezły to był interes, skoro Szymon wystawił sobie dom, chociaż złośliwi mówili, że wżenił się w zamożną rodzinę; podobno jego żona była wdową po kimś, kto miał niezłą polisę ubezpieczeniową. Ludzie zawsze gadają! Jak by to nie było – żyło się im wszystkim całkiem nieźle, nie marzyli o zmianach i kiedy wracali z połowu marzyli o kolacji w domowych pieleszach i na pewno o niczym więcej.

Nagle Jezus pojawił się na brzegu jeziora i odtąd, w życiu Szymona, Andrzeja, Jakuba, Mateusza, Jana i wielu innym, życie wyraźnie się odmieniło. Poprzewracał im ustalony przez lata porządek. To co ważne przestało być ważne.

„I powiedział: Pójdżcie za Mną, a ja uczynię Was rybakami ludzi.” (Mk.1,17)

Poszli.
Pewnego razu gdzieś tutaj, do brzegu Jeziora Galilejskiego podpłynęła barka, schodzący z niej rybacy nie poszli do domu tylko, nie oglądając się za siebie, poszli za Jezusem.
Tak to wygladało? Chyba tak. Pewnie, że nie wszyscy, nadal Jemu i Jego uczniom potrzebne były łodzie, ktoś musiał żeglować, łowić ryby… Potrzebni byli celnicy, gminni pisarze, żołnierze. Jedni rzucali wszystko i szli, inni tylko spoglądali.
Jak ja. Jak wielu…

Płyniemy z Kafarnaum do Tyberiady. Około piątej po południu gaśnie dzień, wieczorna bryza podnosi fale, barka lekko się kołysze, a my usiłujemy namówić naszego opiekuna duchowego, aby dał nam dowód wiary i poszedł po wodzie…
Mijamy barkę, na której nie wiedzieć czemu przestał pracować motor. Załoga ma komórkowy telefon. I całe szczęście, bo żagla nie postawią, to już wyższa szkoła jazdy.

No i miałem używanie przy wieczornym winku. Suchej nitki na nich nie zostawiłem. Jak  o? To po co im ten żagiel, skoro nie umieją postawić? Chyba, że to tylko dekoracja!
Udaję, że nie wiem o co tu chodzi. Moja żona radzi mi przestać się ekscytować, ale naszej góralce Helence podoba się mój krytycyzm. Przy okazji obrywa się jej proboszczowi, paru jej sąsiadom w Polsce i w Kanadzie i wreszcie dowiadujemy się, że Helenka lubi tylko nas. Emocje cichną, gdy dosiada Ojciec Sławek. Pogodniejemy.

Ciąg dalszy »

Comments are closed.