RZYM U MOICH STÓP

Po prawej, w tle –  Pałac Prezydencki na Kwirynale. A od pałacu trochę w lewo widać kopułę Bazyliki Świętego Piotra. Kończymy drugą część Naszych Podróży Włoskich. Aby je opisać trzeba je odbyć. Zawsze we wrześniu.

Pierwszy raz… Kiedy to było pierwszy raz?

Początek września 1987 roku. W Polsce zaczynał się rok szkolny, a nasze dziewczyny niepokoiło, że nie poszły do szkoły od pierwszego dnia, że tam koleżanki, a może i nauczyciele, nie wiedzą, co się stało.

Nikt tutaj wtedy na nas nie czekał. Po roku, dokladnie 12 października 1988 roku odlecieliśmy z Rzymu do Toronto. Zdaję się, że to była środa. W Toronto prószył śnieg.

Tamte trzynaście miesięcy są dobrym wspomnieniem. Mieszkaliśmy pod Rzymem, w Ostii, i przyjeżdżaliśmy tutaj niemal każdej niedzieli, za wyłączeniem tych, które spędzaliśmy wędrując gdzieś dalej. Rzym nie jest przytulnym miasteczkiem. Jest wielkim zbiorowiskiem niezwykłych miejsc, śladów historii, tajemniczych zaułków, parków, bez których rzymianie nie potrafiliby żyć, oraz dzieł sztuki na każdym kroku. Byli tu wszyscy najwięksi dawnych i naszych czasów. Wybitni w sztuce i najwięksi spośród świętych. I wszyscy zostawili jakiś ślad. Jest w istocie każdego miejsca, które dotknęli. Powietrze wokół jest nimi nasiąknięte. Odczuwam to na pierwszym piętrze nad zakrystią kościoła św.Andrzeja na przeciw prezydenckiego pałacu. To miejsce należało i… wciąż należy do Św. Stanisława Kostki. Tam mieszkał, modlił się i tam zmarł, w bardzo młodym wieku. Jest moim patronem od czasów bierzmowania. Jest jednym z czterech, którzy są ze mną zawsze… Oczekują gdy przybywamy.

Dwa lata temu zaczęliśmy i zakończyliśmy podróż w Rzymie. Tym razem zaczęliśmy w Weronie i zakończyliśmy w Rzymie. Dwa tygodnie za każdym razem.

Żeby wygospodarzyć te dwa tygodnie muszę wcześniej, w krótkim czasie, skupić się nad ważnymi sprawami, nadać im bieg, aby nie zauważyły, podczas tych dwóch tygodni, że mnie nie ma.

Żeby nikt tego nie zauważył.

Moi pracownicy w firmie, którym nie może zabraknąć ani pracy, ani pieniędzy.

Klub żeglarski, w którym cotygodniowe regaty muszą odczuwać obecność „Odyseusza”.

Nie mogą zatrzymać się nagle przygotowania do Wagner Sailing Rally 2015.

Musi być zadbany i ogród wokół domu i terminy wszystkich płatności.

Cierpią tylko fitness club i mój blog – ten chyba najbardziej. Zamilkł w maju, gdy już wiedziałem, że z czymś nie podołam.

Przepraszam. Nie poprosiłem o urlop i teraz mam olbrzymie zaległości, bo działo się naprawdę dużo.

Wszystko opowiem…

Bookmark the permalink.

Comments are closed.