6. ZJAWĄ III W 1939 ROK

1939. W ADENIE

Ahoj roku trzydziesty dziewiąty!

Krótki, połączony z drobnymi remontami na jachcie, postój w Adenie przyniósł kolejne spotkania i nowe znajmości. W brytyjskiej bazie marynarki wojennej szykowała się feta na przywitanie Nowego Roku. Zjechali z bliskich i odległych baz oficerowie floty brytyjskiej z żonami oraz… dwie córki pułkownika G.Russela, panny Pamela i Monika. Obie zafascynowane trzema bohaterskimi żeglarzami, o których już pisała światowa prasa, spodziewały się, że ich pobyt w Adenie będzie nader ciekawy.
Ich trzech, młodych, przystojnych. One dwie.

Władek miał problem: aby zdążyć na Jamboree nie było chwili do stracenia, a okoliczności najwyraźniej im nie sprzyjały. Nie było rady, żeby postój się nie przedłużył trzeba było wiać. Odpłynęli w siną dal 30 grudnia wieczorem bez pożegnania i w kiepskich nastrojach. Panny były niezwykłej urody, ale były dwie, a ich było trzech. I, być może to właśnie legło u podstaw decyzji. A może rzeczywiście dlatego, że zaczął dmuchać bardzo korzystny wiatr, o czym nie wiadomo skąd dowiedział się Władek, chociaż dziwny zapis znajduję w jego Dzienniku pod datą 31 grudnia. Pisze mianowicie, iż “morze nagle się wzburzyło i żegluga stała się tak trudna, że poczułem lęk”.
Ten lęk nie był zapewne tak silny jak wyrzuty sumienia.

A David pisał w swoim Dzienniku o tym, że wszyscy trzej odnieśli wielkie zwycięstwo. Też go coś gryzło.

Twarde warunki żeglugi dawały hart, jakże potrzebny w walce z pokusą. Chłopaki mieli po dwadzieścia parę lat – skąd u nich tyle determinacji?

Władek sprawdzał się jako kapitan oraz imponował obu Australijczykom odwagą i… patriotyzmem. Tym, że nie bał się morza, tych czarnych nocy pełnych wycia wiatru i huku załamujących się fal. Był dzielny, po tych kilku morzach i oceanach i po sześciu latach żeglugi po prostu – nie bał się. Był pełen wiary w ludzi, braterski, dokładnie taki, jakim był dla Davida idealny skaut.

W 1935 roku David poznał osobiście generała Baden Powella, ideologa i twórcę skautingu. David był idealistą, od urodzenia aż do końca. Takim też widział Władka: marzyciela i idealistę. Uwierzył, że Władkowa dzielność jest cechą wspólną wszystkich Polaków, że ma oto okazję poznać kraj ludzi szlachetnych i dzielnych. Samych rycerzy. Samych Skrzetuskich i Wolodyjowskich.  Zgadzał się z Władkiem, że nie ma co tracić czasu.

Płyniemy dalej!

Blue był mniej romantyczny, brał udział w tej wielkiej przygodzie bardziej z poczucia obowiązku. Wysłano go na Światowy Zlot Skautingu, miał na tym Jamboree w Szkocji reprezentować Australię i to był cel. Dla niego przełamał chorobę morską, która męczyła go przez kilka pierwszych tygodni i bardzo utrudniała mu prace w kambuzie. Potem spisywał się doskonale jako kuk i piosenkarz; zawsze miał świetny humor.

Ze wszystkich krajów i narodów

Ze wszystkich świata stron i ras

Na Jamobree spłynął potok młody

Na Jamboree młody szumi las.

O Jamboree, o Jamboree,

Jak dobrze nam i jak radośnie.

1939. KANAŁ SUESKI

Żeglowanie przez 1200 mil morskich Morza Czerwonego zabrało im 23 dni. W bardzo nieprzyjemnych warunkach: stale pod sztormowy wiatr, który dmuchał przeważnie z północy. Cały czas było zimno i mokro. Dochodził do tego lęk przed piratami, którzy w tamtym rejonie byli plagą. Ale mieli sporo szczęścia i w dobrej kondycji psychicznej i fizycznej dopłynęli do Port Teflik 22 stycznia 1939 roku. U wrót Kanału Sueskiego byli oczekiwani.

To już nie było zwykłe powitanie dzielnego jachtu. Witająca ich na redzie portu łódź kapitanatu bez żadnych formalności wprowadziła jacht do mariny, a stamtąd przedstawiciel polskiej ambasady w Kairze natychmiast zapakował Władka do pociągu. David i Blue doprowadzali jacht do porządku. Władek w Kairze był honorowym gościem polskiej ambasady. Prezentacje, galowe rauty, wizyty, zwiedzanie i wreszcie wyjazd z całą kawalkadą oficjeli do Port Teflik, tam spotkania z załogą, zdjęcia z jachtem w tle i na jachcie, i – wreszcie dali im spokój.

Przejście Kanału Sueskiego… pod żaglami. Jak do tego doszło, że ich tam wpuścili bez motorowego napędu, a jedynie pod żaglami w te wąskie, bo raptem stumetrowe koryto kanału, wystarczające dla statków morskich, ale za wąskie dla łodzi pod żaglami, halsującej pod wiatr?
Zjawa III była doskonale skonstruowana, posłuszna sterowi, zwinna kiedy halse zmieniać trzeba dość często, w szczególności na tak wąskim akwenie. Na jacht wsadzono im pilota, który spełniał swoją funkcję na statkach z napędem parowym, ale tu, pod żaglami, gdzie liczył się jedynie kunszt żeglarski załogi, nic nie miał do roboty, jedynie strachu się najadł kilkakrotnie podczas mijania statków płynących na północ lub na południe. Wystraszył się jeszcze bardziej, gdy od pustyni dmuchnął “khamsin”, silny wiatr niosący z Sahary ścianę pyłu. I zasłonił wszelką widoczność. Gorzej niż we mgle. Nasi żeglarze płynęli ufni, że się uda nie spotkać innego statku, lub nieoczekiwanie wjechać na brzeg. Piasek w oczach, w uszach, przed jachtem, za jachtem i w ustach. I nie wiadomo czy to dzień czy noc.

Do portu w Ismaili, w połowie kanału, weszli za dnia. Mieli bardzo dobrego anioła stróża, bo pilot, gdy tylko weszli do portu, natychmiast ich pożegnał i żaden inny nie zgłosił się do rana. Dalej ruszyli więc bez pilota i północny wiatr, chociaż przeciwny do kursu Zjawy III, przegonił piaskową burzę. Szczęśliwie dotarli do Port Said.

Rozpoczęły się przygotowania do ostatnich etapów podróży. Niezbyt gościnne dla żeglarzy Morze Śródziemne, zawsze bardzo wymagający Północny Atlantyk i Morze Północne, którego smak poznał Władek na początku pętli wokółziemskiej. Ale niepokój towarzyszący przygotowaniom nie dotyczył morza; niepokojące były wieści z Polski. Wszędzie mówiono o nieuchronnej wojnie. Do Port Said, na pokład Zjawy III dotarły worki z listami z Polski i z Australii. W listach z Polski entuzjazm dla wyczynu Zjawy III i rady aby zmienili trasę i popynęli na Morze Czarne i w Rumunii załadowali jacht na pociąg. Szybko i bezpiecznie dotrą do Polski.

“Dopłynę” – odpowiedział Władek. ” Dopłynę do Gdyni, tam skąd wypłynąłem.”

“My z tobą” – ośdwiadczyli Australijczycy, dla których Europa była obszarem tak małym, że było bez znaczenia dokąd dopłyną.

1939. PORT SIDE

Wzmocnili maszty, ponaprawiali i uzupełnili żagle, poszyli sobie nowe ubrania, bo stare na szwach zżarła sól morska. I kupili… kamerę filmową.
Widziałem ten ich pierwszy film, opowiada o Port Said, o rejsie przez Morze Śródziemne, o postoju na Malcie i wreszcie o Gibraltarze. Widziałem też dalszy ciąg, ale zanim do tego dalszego ciągu dojdziemy trzeba snuć tę opowieść chronologicznie, żeby w miarę możliwości tę odyseję przybliżyć. Droga do Polski stawała się coraz trudniejsza.

Tuż obok Zjawy III do nabrzeża w Port Said przycumował niemiecki jacht Diabeł Morski (Seeteufel). Dowodził nim hrabia Felix von Luckner, as wywiadu niemieckiego na Bliski Wschód, ale o tej misji wówczas jeszcze nie było wiadomo. Niemcy na pewno wiedzieli o Zjawie III i jej wielkiej wyprawie, pisała o tym cała światowa prasa, ale na początku sąsiadowania dali do zrozumienia, że ich to niewiele interesuje. W atmosferze fetowania i wszelkich form pomocy jakich nie szczędzono załodze Zjawy III we wszystkich portach, ta demonstracja niemieckiej buty była raczej groteskowa. Według pruskiego ordnungu punktualnie o ósmej rano na “Seetaufel” podnoszono hitlerowską banderę. Opuszczano ją z pompą o zachodzie słońca. Była wielka jak pół tego jachtu i głównym jej elementem była swastyka. Chłopcy ze Zjawy III nie pozostali dłużni, szczególnie Australijczycy, którzy doskonale rozumieli jak bufoniasty i prowokacyjny był ten germański gest. Robili to samo, rano i wieczorem ale skromniej, z gwizdkiem i z ogromną sympatią załóg wszystkich oklicznych statków. Odpowiedzią Zjawy III była biało-czerwona bandera z orłem. Po kilku dniach porannych i wieczornych ceremonii hrabia von Lucker zaprosił kapitana Zjawy III na pokład niemieckiego jachtu. Załogę Zjawy III reprezentował Pierwszy Oficer David Walsh, kapitan nie mógł przybyć. Wszystko odbyło się zgodnie z ceremoniałem, Davida przywitano jako kapitana, a hrabia wręczył mu swoje zdjęcie z dedykacją.

“Men fight not ships. With a cargo of good luck from pirat – Felix Caunt Lucker, Port Said, 4, o4, 1939.” (Mężczyźni walczą, nie okręty. Z ładunkiem szczęścia – pirat Felix Hrabia Lucker.)

Wiele lat później, w 1976 roku w położonym na stokach Mt Keira w siedzibie komendanta skautowskiego obozu w Australii, to właśnie zdjęcie trzymał w ręku Ludek Mączka. Komendant nazywał się David Walsh i wraz z Ludkiem wyruszał w swoją kolejną długą podróż do Polski.

1939 Port Said

Luty/marzec 1939. Rejs dla przyjaciół w okolicy Port Said.

15 marca 1939 roku Zjawa III opuszcza Port Said, zwyczajowo już, pozostawiając spore grono przyjaciół. Pomogli im w wyposażeniu jachtu, w zaopatrzeniu na drogę, w naprawach i uzupełnieniach. I znowu falstart: silny sztorm z południowego zachodu dewastuje pokład, awarii ulega stałe olinowanie i, w konsekwencji pęka główny maszt. Trzeba wracać.

I znowu łańcuch ludzi dobrej woli czyni cuda. Udaje się zebrać pieniądze, kupić nowe olinowanie, nowy maszt, dźwigi brytyjskiego krążownika “Penelope” pomagają w przebudowie.

1939. MORZE ŚRÓDZIEMNE

13 maja ponownie wychodzą z Port Said kierując się na Maltę, gdzie docierają 30 maja. Morze Śródziemne nie było im przyjazne, ale przywitanie w La Valetta było dokładnie odwrotnie proporcjonalne do morza; ze wszystkich portowych spotkań na całej siedmioletniej trasie przywitanie zgotowane im przez maltańskich skautów oraz polski konsulat wyróżniało się serdecznością, uroczystością powitania i stosami listów z całego świata. Tylko kanonanda dział artyleryjskich nie była na ich cześć – na Malcie przygotowania do wojny trwały już na serio.

Latem 1939 roku rejs Zjawy III relacjonowała prasa całego świata. Był nadzwyczajnym wydarzeniem żeglarskim, do dziś zresztą uważanym za jeden z trzydziestu najwybitniejszych osiągnięć światowego żeglarstwa.

Ale śledźmy dalej ten niezwykły rejs, tę odyseję trzech żeglarzy – bo warto.

Jest lato 1939 roku. 16 czerwca Zjawa III wchodzi do algierskiego portu. Prasa francusko-języczna relacjonuje:

“Piękna podróż Władysława Wagnera, polskiego skauta-żeglarza, rywala Alaina Gerbaulta. Jacht Zjawa III wpłynął wczoraj na spokojne wody przystani Rowing Club. Na wysokim maszcie powiewała polska flaga. Trzy dziarskie zuchy uwijały się na pokładzie. Jeden z nich, mniejszy niż jego koledzy, lecz zbudowany jak atleta, to Władysław Wagner. Jest polskim harcerzem-żeglarzem, zwłaszcza żeglarzem. Morze jest jego domeną, morze jest jego pasją, morze było dla niego okazją do wzruszającej podróży dookoła świata.”
 La Depeche Algerienne, 17/06/39, tłum. Anny Rybczyńskiej

20 czerwca oddają cumy i nazajutrz rano Władek dojrzał zaśnieżone szczyty Sierra Nevada. Po siedmiu latach podróży zobaczył ponownie rodzinną Europę. Davida i Blue również wzruszył widok odległego brzegu Hiszpanii. Słabe wiatry, które towarzyszyły im w tym ostatnim na Morzu Śródziemnym etapie, pozwalały nacieszyć się widokami; Europa witała słońcem, lazurowym niebem, doskonałą widocznością i spokojem. Jakby przed burzą.

7. HEJ! DA DANA, DA DANA…

Lipiec 1939. GIBRALTAR

“Sobota, 1 lipca 1939 roku. Czas: 3:00. Kurs NWN, wiatr W to S 3°B. Zachmurzenie O. Barometr: 76,0°. Żagle a.b.c.d. Latarnia To de Callabrras na N ½E

Czas: 7:00. Kurs W ½N. Wiatr SW 2°B. Zachmurzenie 0. Barometr 76.0°. Żagle a.b.c.d. Silny prąd od Gibraltaru. Wiatr uderza i cichnie.

Czas: 16:00. Kurs SW. Wiatr E to N 1 – 3°B. Zachmurzenie 0. Barometr 75.9°. Żagle a.b.c.d. Czy to mozliwe ?! – parowiec za rufa idzie na SW, a dym na SWW

Czas: 16:30. Kurs SW. Wiatr E to N 4°B. Zachmurzenie 0. Barometr 76.0°. Żagle a.b.c.f. (nie ma się co dziwić: przy wietrze w plecy – założyli spinaker). Morze Śródziemne żegna nas wspaniale: pod fale na motyla. Dym parowca unosi się w górę.

Czas: 19:00. Kurs SW. Wiatr ENE 4°B. Zachmurzenie 0. Barometr 76.0° Żagle a.b.c.d. Hej! Da dana, dana…

Czas: 23:15. Wiatr E to N 5-6-7°B. Zachmurzenie ¾. Barometr 76.2°. Żadgle b. W zatoce. Czekamy z podwójnie zrefowanym grotem. Szukamy portu lub kotwicowiska.
Dziennik Okrętowy”Zjawy III”

Do Gibraltaru weszli sobotnią nocą z 2 na 3 lipca. Do zlotu pozostało 12 dni i 900 mil morskich do przebycia. Nie pozostało nic innego jak zrezygnować z bogatego programu powitania i pobytu przygotowanego przez gubernatora Gibraltaru i miejscowy skauting. Wszystko, ceremoniał przywitania, specjalne przyjęcia, spotkania, wywiady i zwiedzanie trzeba było wcisnąć w jeden dzień, w niedzielę. Od rana w poniedziałek trwały przygotowania jachtu do dalszej podróży i po południu oddali cumy. Pośpiech dyktował również południowo-wschodni wiatr, który dawał szansę szybkiego przejścia przez Cieśninę Gibraltarską.

PONOWNIE NA ATLANTYKU

Zjawa III na Kanale

Zjawa III na Kanale

4 lipca 1939 roku weszli na Atlantyk i był to dzień dla Władka szczególny: zamykał właśnie pętlę wokół globu ziemskiego, od tego momentu wchodził w historię polskiego żeglarstwa – jako pierwszy Polak opłynął kulę ziemską. Polski żeglarz. Harcerz.

“Tego popołudnia zachodni wiatr odrzucił nas znacznie z kursu… Zbliżając się do Faro, Zjawa III przecięła stary szlak Zjawy I. To był dla mnie szczęśliwy i ekscytujący moment. Świat został opłynięty przez polskiego żeglarza po raz pierwszy w historii Polski, żeglującego jak dawni żeglarze, podług słońca i gwiazd.”
“By the Sun and Stars” Wł. Wagner

Dostali jeszcze w kość w rejonie Zatoki Biskajskiej, jeszcze postraszył ich Atlantyk, walczyli z falami o wysokości masztu, z przeciwnymi wiatrami, z coraz częstszymi awariami, a niektóre porażały, jak chociażby nagle pękający bom, urywające się liny… Wszystko, czym eol mógł im dokuczyć – dokuczył. Na jachcie panowała wilgoć, pleśń i rdza. Spleśniałe było jedzenie i mokre były ubrania. Sztorm za sztormem. A na koniec, w Kanale La Manche – mgła.

I nagle 21 lipca 1939 roku o godzinie 11.00 zrobiło się spokojnie. Nie było już wielkich fal, wiatru, mgły. Cisza. Rzucili kotwicę w pobliżu Royal Pier, w angielskim porcie jachtowym Southampton. Usiedli, spojrzeli na siebie i w miejsce spodziewanej radości poczuli smutek.

Dotarli do celu. Przygoda się skończyła.

“Opuszczając Sydney zaledwie poznalismy się. Mogliśmy ocenić się według wyglądu, ale dopiero w podróży, dzieląc wszystkie dobre i złe doświadczenia, poznaliśmy się naprawdę. I, jakkolwiek zdawaliśmy sobie sprawę, że chwila rozstania nadejdzie, zrobiło się smutno – gdy nadeszła.”
“By the Sun and Stars”, Wł. Wagner

Lipiec/Sierpień 1939. W ANGLII

Oficjalnie przywitał ich jeden ze współtwórców skautingu i przyjaciel generała Baden-Powella, pułkownik Turner-Clark.

Jamboree

24 lipca 1939. Szkocja. Przywitanie bohaterów

Wieczorem tego samego dnia przybyli przedstawiciele Kwatery Głównej Brytyjskiego Skautingu z informacją, że na Zlocie wszyscy czekają.

Do Londynu żeglarze dotarli pociągiem, tam w Kwaterze głównej witał ich zastępca komendanta Światowego Skautingu Sir. Percey Everett. Po uroczystym lunchu zaproszono ich do studia BBC na specjalny program poświęcony ich podróży, a potem wystąpili w pierwszej na świecie stacji telewizyjnej. Zarejestrowane zostały słowa prezentera:

“Odchodzimy teraz od zaplanowanego programu, aby przedstawić państwu załogę małego jachtu, przybyłą wczoraj do Southampton po podróży z Australii. Jak państwo wiedzą, wszyscy trzej są skautami. Oto Władysław Wagner, polski harcerz morski, kapitan i nawigator. Jego podróż rozpoczęła się w 1932 roku, kiedy wypłynął z Polski z jednym towarzyszem, aby nieść w świat polską banderę.”
(tłum. A. Rybczyńska)

Prosto ze studia przewieziono żeglarzy na dworzec kolejowy i nazajutrz rano witani byli na stacji Crieff w Szkocji przez skautów australijskich. Kilka mil od stacji przy zamku Monzie, w miejscu gdzie odbywał się III Światowy Zlot Skautów, czekało na nich cztery tysiące uczestników jamboree i ponad 20 tysięcy widzów. Wjechali tam na odkrytym samochodzie w pochodzie poprzedzanym orkiestrą szkockich dudziarzy. Z wielkim rozmachem witano żeglarzy, stali się bohaterami zlotu i, niewątpliwie całego światowego skautingu. To braterstwo i odwaga są najwyższymi cnotami skautów i ci trzej rejsem z dalekiej Australii, a Wagner – poprzez cały świat – pokazali, że to nie czcze słowa.

Udział załogi “Zjawy” w Jamboree był najważniejszym i radosnym jego wydarzeniem, jakby zacierającym pomruk zbliżającej się zawieruchy.

Niewielka, bo raptem 12-osobowa grupka harcerzy przybyła z Polski. Nie dotarł zapowiadany, sławny już wówczas pośród skautów, harcerski żaglowiec “Zawisza Czarny”. Nastrój zbliżającej się wojny dotarł na zlot.

Wagner odjechał po dwóch dniach, śpieszył się, co doskonale rozumieli gospodarze zlotu i obaj jego przyjaciele. Miał nadzieję dotrzeć szybko do kraju, miał zamiar wstąpić do marynarki wojennej. Ale najpierw musiał doprowadzić “Zjawę” do stanu używalności, wszystko z niej wyrzucić, jacht wyczyścić i pomalować aby powrót do Polski wypadł godnie. Konsulat polski prosił go o potwierdzenie gotowości jachtu do drogi, ale już go uprzedzono, że bez zgody nie wolno mu wyruszać. Po paru dniach zjawił się David Walsh. Postanowił pomóc Władkowi w pracach. W połowie sierpnia przyjechał Blue, zdążył odwiedzić rodzinę w Anglii, ale doszedł do wniosku, że tutaj jest bardziej potrzebny. W trójkę postanowili przeprowadzić jacht do najbardziej na wschód wysuniętego portu angielskiego, Yarmouth. Stamtąd było najbliżej do Polski.

“Pan Wladysław Wagner, właściciel i kapitan jachtu “Zjawa III” w ciagu podróży sej dookoła świata przybył do portu w Sothampton z Gibraltaru dnai 21 lipca 1939 roku w towarzystwie p.p. D.Walsh i B.Plowright – skautów zAustralii.
W ciągu dni najbliższych p. Wagner zamierza wyruszyć s Sothamton do Gdyni.
Życze mu pomyślnych wiatrów i szczęśliwego zakończenia tej tak niebywałej i śmiałej podróży.
Southampton, dnia 25 sierpnia 1939 roku. K. Komorowski Konsulat Polski w Southampton
Księga Pokladowa Zjawy III

Sierpień 1939. WRESZCIE: DO POLSKI!

29 sierpnia wypłynęli z Southampton i nieważne, że wiatr był przeciwny, że Kanał La Manche, jak zwykle, mało przychylny żeglarzom – płynęli. Zjawa III i cała jej szczęśliwa załoga znowu byli razem. Znowu pod żaglami. Obaj Australijczycy postanowili dokończyć podróż z Władkiem.

Dwa dni zabrało im przejście do Yarmouth, o zmierzchu nie mogli wypatrzeć świateł mimo, że mgły nie było i niezbyt daleko byli od lądu. Stanęli na redzie Great Yarmouth. Rano pojawiła się portowa łódź. Sternik zobaczył flagę i rzucił im hol.

– Koniec żeglowania – powiedział. – Niemcy napadli na Polskę. Jest wojna. Tam już nie można płynąć.

Zerwała się świeża bryza przyciągająca naszą uwagę i z nią weszliśmy do portu cumując przy Mission Quay. Poruszaliśmy się jednak nienaturalnie, sparaliżowani tragicznymi wiadomościami. Kapitan portu, W. Sutton, już czekał i wręczył mi telegram z konsulatu w Londynie z poleceniem zakończenia podróży i pozostawienia Zjawy III w Wielkiej Brytanii.

Przez całą podróż w mojej książce pokładowej gromadziłem wpisy urzędników wszystkich portów, gdy do nich zawijałem i je opuszczałem. Wpis kpt. Suttona był unikalny:

“Jacht żaglowy Zjawa III przybył do Great Yarmouth 2 września 1939 roku w drodze do Gdyni, do Polski. Z powodu wybuchu wojny między Niemcami i Polską dnia 1 września 1939 roku Zjawa III otrzymała polecenie Polskiego Konsula Generalnego pozostania w Anglii”

Najbardziej nieoczekiwany koniec rejsu Zjaw.”
“By the Sun and Stars”, Wł.Wagner

A tak bylo blisko...

A tak bylo blisko…

Władek, mimo, że spodziewał się takiej wieści, nie był do niej przygotowany. David i Blue – również. Przycumowali ZjawęIII w porcie Yarmouth i nie bardzo wiedzieli co teraz. Od roku byli razem, cel, jakim był udział w skautowskim zlocie osiągnęli. Stanęli przed pustką i to było najgorsze, co mogło spotkać ich podczas całego rejsu.

Musieli się rozstać. Smutek rozstania i niezrealizowanego planu każdy zabrał ze sobą. Wojna ma to do siebie, że wchłania najpierw młodych mężczyzn, i jeśli przeżyją i nie zapomną o młodzieńczych marzeniach, powrócą do nich choćby wbrew wszelkim trudom.

David Walsh, Australijczyk – on chyba najbardziej o to będzie zabiegał. Koniecznie chce ten rejs zakończyć w Polsce!
Ciąg dalszy »

Comments are closed.